Nastały upragnione wakacje. Nataszka skończyła właśnie pierwszą klasę i wreszcie mogła wyjechać z rodzicami na zasłużony wypoczynek. Mama z tatą wynajęli na dwa tygodnie mały domek w urokliwej wiosce, położonej niedaleko Łodzi. Rodzeństwo Nataszki, Dominik i Łucja, mieli dołączyć do nich dopiero w ostatnich dniach ich pobytu, bo byli bardzo zajęci swoimi dorosłymi już sprawami. Nataszka przez dwa tygodnie miała więc rodziców tylko dla siebie. Często spacerowali razem przez ukwiecone pola i łąki, chodzili do lasu, albo nad rzekę. W gorące dni pływali w jeziorze lub skakali na trampolinie.
Nataszka jednak najbardziej lubiła całodniowe wycieczki rowerowe. Razem z tatą od rana przygotowywali do jazdy rowery, a mama szykowała prowiant na drogę. Wyruszali w trasę, jak tylko wszystkie smakołyki były spakowane. Gdy zmęczyła ich jazda, zatrzymywali się i robili piknik na trawie. Zawsze było przy tym dużo śmiechu i mnóstwo dobrej zabawy. A gdy wracali na kolację do domku, wszystkim dopisywał dobry humor.
Pewnego razu Nataszka jeździła sobie na rowerku, zwiedzając okolicę. Nagle zauważyła boczną dróżkę, którą nigdy wcześniej nie jechała. Postanowiła skręcić w nią i zobaczyć dokąd prowadzi. Było słoneczne popołudnie. Wietrzyk rozwiewał jej ciemne włoski, a ciepłe słoneczko głaskało po policzkach swoimi promykami.
Nataszka już miała zawrócić, gdy nagle usłyszała ciche parsknięcie. Zaciekawiona, rozejrzała się uważnie. Przy drodze stała mała chatka, a obok niej stara, drewniana szopa. Dziewczynka zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać. Ale do jej uszu dolatywało jedynie cykanie świerszczy. „Może mi się przesłyszało”, pomyślała i już miała ruszać, gdy znów usłyszała parsknięcie, tym razem głośniejsze, dobiegające z drewnianej szopy.
Zsiadła z rowerka, oparła go o płotek, porośnięty białymi powojnikami i ruszyła w kierunku, z którego dobiegało parskanie. Ledwie dotknęła drewnianych drzwi szopy, a one same się otworzyły, jakby zapraszając ją do środka. Ostrożnie przeszła przez próg i wtedy zobaczyła stojącego przed nią ślicznego białego konika. Wpatrywał się w nią pięknymi, dużymi oczami.
Nataszka stanęła zdumiona. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Konik był cudowny, ale jego smutny wzrok mówił wszystko – był bardzo głodny i spragniony. Nie miał wody ani niczego do jedzenia. Był sam. Słaby i zaniedbany. Ktoś go tu zostawił. Ale dlaczego? Czyżby o nim zapomniał?
– To jest niesprawiedliwe – powiedziała dziewczynka współczującym tonem. – Nie można zostawiać zwierząt bez opieki.
Pobiegła do stojącego obok domku i zapukała. Nikt jej nie odpowiedział. Zapukała raz jeszcze. Odpowiedziała cisza.
– Halo, jest tam kto?! – krzyknęła popychając drzwi, które otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
W domku nie było nikogo.
– Ale tu bałagan… – powiedziała dziewczynka rozglądając się dookoła.
Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy, krzesło było przewrócone, a na podłodze leżał rozbity kubek, z którego coś się wylało. Chatka wyglądała, jakby od paru dni stała pusta. Nataszka pospiesznie wróciła do szopy. Podeszła do wystraszonego konika i czule pogłaskała go po zmierzwionej grzywie.
– No, już dobrze, już dobrze… – uspokoiła go czułym głosem, głaszcząc po pysku. – Masz szczęście, że tędy przejeżdżałam. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała cicho. – Nie bój się, ja się tobą zajmę.
Nataszka zakasała rękawy i wzięła się do pracy. Choć nie było łatwo, napoiła i nakarmiła konika, a nawet przyniosła mu trochę siana i wody na zapas. Teraz rozczesywała mu grzywę, a on patrzył na nią z ogromną ulgą i wdzięcznością.
– Jesteś śliczny, wiesz? – szczebiotała dziewczynka. – I masz taką zwiewną grzywę, jakbyś miał wiatr we włosach – zaśmiała się. – Dopóki nie znam twojego imienia, będę cię nazywać Wiaterek, co ty na to? – spytała a potem westchnęła. – Teraz muszę już wracać do domu. Ale przyjdę do ciebie jutro, obiecuję.
W domku, przy kolacji, Nataszka z wielkim przejęciem opowiedziała rodzicom o swoim odkryciu. Mama była bardzo zdziwiona.
– Na pewno właściciel nie zostawił go specjalnie. Może musiał gdzieś pilnie wyjechać i ktoś z sąsiadów czasem do niego zagląda? – próbowała łagodzić emocje, choć wiedziała, że córeczka ma rację. Była wrażliwą dziewczynką. Wyczuwała, kiedy ktoś ma kłopoty i potrzebuje pomocy.
– Może pójdziemy tam jutro, razem? – dodał tato. – Jeżeli w chatce faktycznie nikt teraz nie mieszka, zaopiekujemy się konikiem, dopóki nie odnajdzie się właściciel.
Dziewczynka rozpromieniła się i posłała pytające spojrzenie mamie, a ona z uśmiechem pokiwała głową na znak, że zgadza się z tatą.
– Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie! – powiedziała z czułością i rzuciła się mamie i tacie na szyję .
Następnego dnia Nataszka wstała wczesnym rankiem. Emocje nie pozwalały jej usiedzieć w miejscu. Mama już krzątała się przy śniadaniu. Na jej widok uśmiechnęła się serdecznie.
– Przygotowana do wielkiej misji? – zapytała, całując ją w czoło. – Tato też już gotowy. Później popyta w okolicy o właściciela konika. Ale tak czy siak, trzeba najpierw dać mu jeść i pić, prawda?
– Tak! – odpowiedziała dziewczynka i w podskokach skierowała się do wyjścia.
– Ale dokąd to się wybierasz tak szybko? – roześmiała się mama. – Najpierw sama zjedz porządne śniadanie.
Do chatki na uboczu wioski pojechali z tatą rowerami. W środku, tak jak poprzedniego dnia, nikogo nie było. Nie zwlekając dłużej, zajęli się razem konikiem. Nataszka wyczesała go i zabrała na łąkę, żeby poskubał sobie świeżej trawy. Tato posprzątał w tym czasie jego boks i zajął się cięższymi pracami. Przyniósł też siana i świeżej wody.
– Jak ty sobie wczoraj dałaś radę? – zapytał córeczki. – Przecież wiadro z wodą jest bardzo ciężkie.
– Nie nalewałam pełno – odparła z uśmiechem. – Chodziłam tam i z powrotem kilka razy.
– Zuch dziewczyna – odparł dumny tato. – No, wszystko już zrobione. Pora wracać do domu. Zaprowadźmy konika do szopy. Teraz muszę porozmawiać z ludźmi i dowiedzieć się do kogo należy.
W domu przy obiedzie Nataszka opowiadała mamie, jak zajmowała się konikiem. Była podekscytowana, już nie mogła się doczekać jutra, żeby móc znowu zobaczyć się z Wiaterkiem.
– Tato mi powiedział, że spisałaś się na medal – mama wycierała umyte naczynia i patrzyła, jak córeczka rysuje przy stole.
– Jestem już duża, mamo – odparła, nie odrywając wzroku od kartki. – No i lubię zajmować się tym konikiem. Jest bardzo ładny, zobacz!
Dziewczynka pokazała mamie rysunek, przedstawiający Wiaterka.
– Pięknie go narysowałaś. Zawieszę ten obrazek na ścianie.
Nataszka odstawiała właśnie hulajnogę, by teraz pojeździć na wrotkach, gdy drzwi domku się otworzyły i pojawił się w nich tato.
– Już jestem – zawołał, wchodząc. – Wiem już, czyj to konik.
– Opowiadaj! – zawołała zaciekawiona mama, a Nataszka pospiesznie założyła wrotki i w mgnieniu oka znalazła się przy tacie.
– Rozmawiałem z sąsiadami, dzwoniłem w tej sprawie w wiele miejsc. W tej chatce mieszka starsza pani, to jest jej konik. Parę dni temu źle się poczuła, upadła i zabrało ją pogotowie.
– O jejku…! – przestraszyła się dziewczynka.
– Nie bój się – uspokoił ją tato. – Wszystko już z nią w porządku. Wraca szybko do zdrowia, niedługo ją wypiszą ze szpitala. – Uśmiechnął się do Nataszki. – Ma na imię Basia. Byłem u niej z wizytą. Bardzo martwiła się o konika. Ucieszyła się, że ktoś się nim zajął. Wszystko jej opowiedziałem, o tym, jak go znalazłaś i jak się nim teraz opiekujesz.
Tato pochylił się i cmoknął córeczkę w główkę.
– Bardzo się wzruszyła i prosiła, by cię uściskać – dodał. – Powiedziała, że masz dobre serduszko.
– Bo to prawda – powiedziała mama i posłała Nataszce całusa.
Przez następne dni Nataszka większość czasu spędzała z Wiaterkiem. Czesała go, pasła, poiła. Pilnowała, żeby miał dużo ruchu. Konik nabierał sił. Świeże powietrze i soczysta trawa dobrze mu robiły. Dziewczynka dużo z nim rozmawiała i z każdą chwilą lubiła go coraz bardziej. Myślała też o starszej pani Basi, która już niebawem miała wrócić do domu.
Któregoś razu, kiedy konik pasł się na uwięzi, weszła do jej chatki.
– Straszny tu bałagan, trzeba coś z tym zrobić – powiedziała do siebie Nataszka i zabrała się za sprzątanie.
Zaczęła wszystko porządkować i układać. Starła kurze, pozamiatała i umyła podłogę. Wkrótce w chatce zrobiło się czysto i przytulnie. Dziewczynka przyniosła z ogródka kwiaty, zrobiła z nich piękny bukiet i wstawiła do stojącego na stole wazonu.
– Od razu przyjemniej – uśmiechnęła się zadowolona z wykonanej pracy. – Teraz milej będzie tej pani wrócić do domu.
Pobyt w wynajętym domku zbliżał się ku końcowi. Łucja i Dominik już przyjechali i z zaciekawieniem wysłuchiwali przy herbatce opowieści o przygodzie siostry. Na następny wieczór, poprzedzający dzień wyjazdu, zaplanowali dla Nataszki taneczną imprezę, bo wiedzieli, jak bardzo lubi tańczyć.
Nataszka jednak ze smutkiem myślała o rozstaniu z Wiaterkiem. Pokochała tego konika, jakby był jej własnym.
Po obiedzie tato przyniósł nowinę.
– Pani Basia właśnie wróciła do domu i bardzo chce cię poznać, Nataszko. Zaprosiła nas do siebie.
Mama się ucieszyła.
– Świetnie się składa, Dominik z Łucją akurat przygotują kolację. Nataszko, będziesz się mogła przy okazji pożegnać z konikiem. Jedziemy!
Pani Basia przywitała ich, jakby byli rodziną. A Nataszkę od razu wzięła w ramiona.
– Więc to ty jesteś ta kochana dziewczynka, która tak mi pomogła! – Ze wzruszenia łezki pojawiły się jej w oczach. – Uratowałaś Wicherka!
Tato otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
– Ma na imię Wicherek? – zapytał. – A Nataszka nazwała go Wiaterkiem! Prawie trafiłaś! – zwrócił się do córki.
– Niesamowite – nie mogła uwierzyć mama.
Starsza pani zaprosiła ich do środka.
– Zapytałabym, kto tu tak pięknie posprzątał – zaczęła – ale chyba znam już odpowiedź… Dziękuję ci, Nataszko.
Dziewczynka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Było jej miło, ale cały czas myślała o nadchodzącym rozstaniu z Wicherkiem.
Pani Basia poczęstowała ich pyszną szarlotką i angielską herbatką. A gdy podwieczorek dobiegł końca, zwróciła się do Nataszki.
– Zrobiłaś dla mnie bardzo wiele, kochanie. Ale mam jeszcze jedną prośbę.
Dziewczynka spojrzała na nią pytająco.
– Nie mam już tylu sił, co kiedyś – kontynuowała starsza pani – a zajmowanie się konikiem do najłatwiejszych zajęć nie należy. Czy mogłabyś przyjeżdżać czasem do Wicherka? Coś mi mówi, że bardzo cię polubił…
Nataszce zaświeciły się oczka.
– Naprawdę mogę do niego przyjeżdżać? – zapytała nieśmiało.
– Tak często, jak zechcesz – odparła pani Basia. – To teraz także twój konik – dodała i uśmiechnęła się promiennie.
A Nataszka poczuła, że chce jej się skakać i piszczeć z radości.
Pisanie, muzyka, malarstwo, ogród – oto moje cztery strony świata. Czy jest jakiś sposób by je wszystkie połączyć? Chyba tylko pisząc w ogrodzie przy muzyce o malarstwie;-) A odsuwając żarty na bok – dla każdej z nich staram się stworzyć osobną przestrzeń. Ta, w której właśnie gościcie, została stworzona dla pisania.