Hefajstos

Bogi Olimpijskie, spijcie z duszy żale

Co człeka marnego serce kroją smutkiem

Karkiem pochylonym błagam na swe życie

Ambrozją uraczcie, swym boskim napitkiem

 

Opowieści prawo – toczyć się leniwie,

gdy ludzie słuchają nie skryję tajemnic

Człowiek sam pozostał po tym wielkim czynie

Na swą zgubę, chwałę, garści swej obietnic

 

Niebiosa Olimpu zawleczone grozą

Zapowiedź dla ludzi – Hades się raduje

Bruku już nie dojrzysz, trupy go pokryją

Ni jedno stworzenie się nie uratuje

 

Wróg nadciąga srogi, w głodzie krwi pożąda

Z Tartaru nadchodzą Gigantów legiony

Mieszkańcy Olimpu zeszli w pole bitwy

Zeus bóg upadły, w strachu wywyższony

 

Wojna. Już niebawem od wschodu po zachód

armia bogów spotka Gigantów zastępy

Rządza krwi wymaga szarpać żyły wroga

Pole bitwy wchłoną pamięci odmęty

 

Nienawiść od wieków rosła nieprzerwanie

Pomiędzy nacjami. Serca spala mrokiem

Ręce drżą od broni, żelazem zakute

Piorunują wroga nienawiści wzrokiem

 

Wieczyste zastępy bogów olimpijskich

Gotowych swe życie postawić na szali

Wszystko w imię zasad, wojny i honoru

Lojalnych Zeusa miliony wasali

 

Gigantów legiony przysłaniają góry

Mocą nienawiści spływa nieba całun

Kostucha dziś zbierze swoje wielkiej żniwo

Pocałunek śmierci smakuje jak ałun

 

Złotowłosy Zeus gromy w ręku dzierży

Olimp ogniem chwały wiecznej  dziś zapłonie

Bić wroga, rozpruwać, zabijać, mordować

Gwarantując miejsce w ludzkim panteonie

 

Miłość spada w błoto, jak ziarno pszenicy

Plon mizerny wydać jest jej przeznaczone

Karłowate żniwo, spichlerz pył wypełni

Kości naszych wrogów zostaną zmielone

 

Lada moment bitwa, pora przysposobić

Klingi i berdysze, zęby i brzeszczoty

Strach nieznany sercom wielkich boskich istot

Zmroził ich do głębi. Przykrył cień sromoty.

 

Kronosie, co milczysz w Tartaru odmętach

Spójrz na bogi swoje, toż to twoje dzieci

Gdy już minie eon, gdy wszyscy zapomną

Niechaj w twym więzieniu boskie światło świeci

 

Synu wierny Boga, pierwszy namaszczony

Ważysz misję życia rodaków na szali

Kuźnia już wystygła, zimne palenisko

Hefajstos potężny dzierży miecz ze stali

 

Zabrakło oręża dla sióstr oraz braci

Gołymi pięściami przyjdzie gromić wroga

Tytanów czerepy, femury, paździerze

Gardła rozszarpane – to zwycięstwa droga

 

Na oddechu długość, serca uderzenie

Gdy morderców oręż w górę podniesiona

Błyszczy nienawiścią, żyły rozciąć zdolna

Stal chce w piersi wroga zostać zanurzona

 

Ruszyły dwie armie do bitwy ostatniej

Błyszczące kolczugi, berdysze, gizarny

Miecz swój w dłoni dzierżąc, zawziętym spojrzeniu

Hefajstos na czele armii swej mocarny

 

Dłonie, co ściskają stali ostry błękit

Po wieczność i chwałę do cięcia gotowe

Miliony zastępów na pola zstąpiły

Mocnym ruchem ręki zetną wroga głowę

 

Wykute w piekielnych Olimpu pieczarach

W sercu samej Gai, gdzie piekło aż syczy

Gromy zdolne gwiazdy na niebie rozpalić

Zeus gromowładny ściska w swej prawicy

 

Namaścić człowieka, by oddał nam chwałę

Gdy pył już opadnie, gdy krew w ziemię wsiąknie

Ukochana moja, oczu jadeitem

Odprowadź mnie dalej, nim do końca zwątpię

 

Zeus patrzy w piękne Ateny oblicze

Bogini Olimpu nie mówi ni słowa

Dzisiaj się rozstrzygnie – śmierć albo zwycięstwo

Kto przeżyje wojnę? Czyja spadnie głowa?

 

Jej serce bogini, co strugą miłości

Zrasza ziemi połać, ludzkość zdrojem poi

Rozświetla natchnieniem wiary ludzkiej ziemię

Przed Zeusem teraz się po prostu boi

 

Za nitkę pociągnę, lecz tylko troszeczkę

Krokiem się nie cofnę, nie zabiorę głosu

Kordon losu kłębek ścisnę w dłoni – zetnę

To człowieka życia zrywam przędzę losu

 

Świt blaskiem nad granią zabłysnął Olimpu

Pora już zaczynać, niech się dzieje wola

Zeusa wielkiego. Lecz gdy on zasłabnie

Trupy nasze skryją te bitewne pola

 

Armię olimpijską zmroził trwogi odór

Hefajstos oddechy na swym karku czuje

Hermes strachem zdjęty modlitwy mamrocze

Ares wprost pod buty Hery wymiotuje

 

Krzyk po polu bitwy nagle się rozlega

Zeus swe orędzie raczył już wygłosić.

Gdy na szali życie, przyszłość i przetrwanie

Pozostaje jedno: wszystkich wrogów zabić!

 

Kroniki są głuche na bitwy detale

Historycy prawdy poszukują w trudzie

Lecz jak bój się skończył nie jest tajemnicą

Olimpu upadek nastał w krwi i brudzie

 

Olimpu pałace ząb czasu w pył zmiele

Pustka korytarze wypełni milczeniem

Studnie wyschną, kominy już dymu nie poślą

Krzykną ściany pustym żałości wołaniem

 

Zeusie, coś radość na ludzkość roztaczał

Martwej wokół ciszy pieszczoty doznaję

Okiennice świata, ni boga żywego

Co krok łzę uronię, co chwilę przystaję

 

Czasu przemijaniem ludzie opatrzeni

Ateny wołania Zeus nie usłyszy

Jego ciało martwe w środku pola bitwy

Pogrążone braci i sióstr śmiercią ciszy

 

Bogowie odeszli do mitów krainy

Najwyższą ofiarę w ludzkie dłonie złożyć

W pełnym pędzie mielą żarna zapomnienia

Mocą niepamięci boskość upokorzyć

 

Byłem pełen szału, bitewnej wściekłości

Nienawiść ze śmiercią na mieczu tańczyła

Rozcinałem brzuchy, strącałem ich głowy

Lecz siły przewaga szybko się skończyła

 

Gdy żywioł piekielny chwycił w szpon Aresa

W boskiej krwi fontannie oderwał mu głowę

Me serce zadrżało w czarnym przerażeniu

Gdyż na taki widok nie było gotowe

 

Uciekłem w popłochu za bramy chaosu

Strach upadku winien, serce moje zgniło

Wiecznie nieśmiertelni konają na polu

Hańbą po wiek wieków czyn mój uwieczniło

 

Bogowie stracili swe siły i życie

Oparte na wierze ludzkiej naiwności

Bitewny kurz opadł, kruki czernią niebo

Czas pochłonie błonia pełne boskich kości

 

Kurz opadł po bitwie, kruki dziobią oczy

Cuchnie odór śmierci wyziewem zgnilizny

Już koniec dla wszystkich, nic nie pozostało

W historii wszechświata pozostaną blizny

 

Pod powierzchnią ziemi Styks wody gotuje

Pełen dusz przeklętych wiecznie potępionych

Haron smutno wyje w piszczelowy gwizdek

Kwas trupy rozpuszcza w śmierci uwięzionych

 

W tej pustej jaskini ni ducha żywego

Co ściana me plecy nieśmiertelne rani

Byłem tam przed czasem w kołysce ludzkości

Gdyście ludzie byli przez nas ukochani

 

Millenia mijają niczym pory roku

Nieśmiertelność darem i przekleństwem losu

Olimp przepadł w czasie, świątynie skruszały

Spoglądam upadły w czeluści chaosu

 

Ludzkie życie błyska, niczym blask pioruna

Nim zacznie się stawać, już Charon je wita

Pokolenia żywych stają się znów prochem

Nowych bogów ziemię przepełniła świta

 

Historii przywilej toczyć się powoli

Od czasu narodzin po grobu mogiłę

Już mitów kraina woła moje imię,

Zeusie wszechwładny, proszę, daj mi siłę

 

Kiedy serce boli, gdy wiatr losu świszczy

Czasem warto poznać istnienia przyczyny

Bogowie odeszli, przegrali, umarli

Stało się to wszystko z mojej własnej winy

 

Tęsknię za bogami, za ich wieczną siłą

Co opieki łaską darzyli me życie

Pełne smutku, żalu, bólu i sromoty

Lecz nadziei boskiej strumieni obficie

 

Dość nieśmiertelności, niechaj się dokona

Kara za upadek, pora płacić ojcze

Kronosie miej litość, spójrz na swego syna

Niechaj chwałę bogów w śmierci swojej dojrzę

 

Ojcze wszystkich bogów, dzieci śmierć przeżyłeś

Pora odejść w niebyt do mitów krainy

Klękam dziś przed tobą pogromco tytanów

Bogów śmierć dopadła, i to z mojej winy

 

Kronos uniósł topór nad ciszą żywiołów

Miriad gwiazd zabłysnął w brzeszczotu błękicie

Miłosierdzia ciosem, siłą przebaczenia

Hefajstos zakończył nieśmiertelne życie

 

Z odciętego karku ostatniego boga

Ziemię pokropiła deszczu krew obficie

Wsiąkła aż do głębi, aż do serca Gai

Dając tej planecie całkiem nowe życie

 

Los człeka z tą ziemią od dziejów zarania

Przepełnia ludzkości serca żar i trwoga

Związani rzemieniem silnym przeznaczenia

Człowiek narodzony z poświecenia boga

 

Dopisek: Ten „epos” chodził za mną od prawie roku. Podchodziłem do jego napisania tak wiele razy, że nie mogę zliczyć. Podczas tworzenia tego utworu czułem, jakby jego treść została mi „podyktowana”. To było dziwne. 

 

Leave a comment



Pisarska Kafejka Wszelkie prawa zastrzeżone 2024

Kopiowanie bez zezwolenia zabronione.