Piotr rozmasował bolące skronie i stęknął. Projekt, nad którym skupiał się w tej chwili, nie mógł być dalej odwlekany w czasie. Pewne czynniki nie mogły do tego dopuścić. Gdyby nie wyrobił się z tym zadaniem, mógłby rozejść się konkretny smród na całym wydziale. A do tego nie można było dopuścić. Na szczęście znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Choć niewiele brakło, a byłby się skompromitował w obecności całego zespołu. Oczywiście przez tą nową sekretarkę, wciąż zatrzymywała go, zarzucając tysiącem pytań. A odliczanie trwało!
Spojrzał za okno i jego myśli powędrowały za stadem lecących na tle błękitnego nieba gęsi. Nawet teraz, koncentrując się na swoim zadaniu, umiał cieszyć się tak prostymi i jednocześnie niezgłębionymi w swej naturze przyjemnościami. Kiedyś on też, jak ten lecący na ostatku gąsior, stał na szarym końcu hierarchii i władzy. A teraz jest tu. Jego ambicja, siła przebicia i wielka determinacja udowodniły wszystkim, że nie istnieje na tym świecie żaden problem, którego nie mógłby rozwiązać. Nie ma kryzysu, z którym nie mógłby wziąć się za bary i rozłożyć na łopatki, był niczym potężny Ursus powalający byka w Koloseum. Wreszcie mógł spojrzeć na swoją sytuację z dystansu i nacieszyć się chwilą wytchnienia. Będąc człowiekiem sukcesu zawsze uparcie dążył do wyznaczonych celów. Zwłaszcza podyktowanych tak ogromną potrzebą. Dopinał swego. On, kowal własnego losu.
Odetchnął z ulgą. Zdążył. Słyszał gwar dochodzący zza drzwi. Jak zwycięzca, wciągnął powietrze i poczuł, że jego obecna misja dobiegła już końca.
Nagle kątem oka z prawej strony pola widzenia dostrzegł coś niepokojącego. Nie zdążyło się jeszcze zmaterializować jako obraz, było raczej jak złe przeczucie, zwracające na siebie uwagę zimnym ukłuciem. Sekundę później dotarło do niego już wyraźnie. Coś, co nie miało prawa nigdy się wydarzyć. Nie jemu! Poczuł, jak zimny pot spływa mu po plecach a ręce zaczynają drżeć, jak w febrze. To niemożliwe, niemożliwe! Pełen przerażenia poczuł nagle, że bezpieczna przystań samozadowolenia, w której jeszcze przed chwilą tak beztrosko się pluskał, zmienia się w niespokojne wody, gdzie szaleje sztorm, a odmęty i nieprzewidywalne wiry usiłują go wciągnąć w ciemną otchłań przerażenia.
Zamknął oczy z nadzieją, że to wszytko okaże się tylko złudzeniem. Tak, jakby liczył na to, że nagle przeskoczy do zupełnie innego świata, pełnego harmonii, koloru, sensu. Do krainy lecących w kluczu gęsi. Do tego, co znał. Przecież do tej pory potrafił poradzić sobie z każdą sytuacją. Czyżby dopadło go fatum?
Otworzył powoli oczy i z desperacją podjął ostateczną próbę zmierzenia się z – wydawałoby się – nierozwiązywalnym problemem. Awaryjna szafka! Przecież niejednemu już uratowała dupę. Tam powinno znajdować się wybawienie. Wyciągnął rękę i drżącą dłonią szybko otworzył drzwiczki. Wnętrze było pełne pustej beznadziei.
Piotr skrył twarz w dłoniach. Mimo przerażenia wiedział, że musi zmierzyć się z sytuacją. Mrucząc Bogu modlitwy i obiecując poprawę Przodkom odważył się spojrzeć jeszcze raz. Niestety, nic w magiczny sposób się nie zmieniło.
Podajnik od papieru toaletowego był pusty.
Pisanie, muzyka, malarstwo, ogród – oto moje cztery strony świata. Czy jest jakiś sposób by je wszystkie połączyć? Chyba tylko pisząc w ogrodzie przy muzyce o malarstwie;-) A odsuwając żarty na bok – dla każdej z nich staram się stworzyć osobną przestrzeń. Ta, w której właśnie gościcie, została stworzona dla pisania.