leżę wśród zapachu kolorowej łąki
okryty przez niebo pełne bieli puchu
policzek muskany wędrówką biedronki
którą chciałem rozgnieść w bezdusznym odruchu
ćwierkanie skowronka maluje mi uszy
kolana przystanią dla koników polnych
nic mnie bardziej nigdy więcej nie poruszy
jestem w ciągłym „teraz”, miejscu ludzi wolnych
powieki od spodu ciepłem pomarańczy
słońce promieniami rozkosznymi głaszcze
ważka na koniuszku mego nosa tańczy
w rytm etiudy granej przez łąkowe świerszcze
dzięcioł wystukuje serca bicie lasu
życie wciąż przepełza łąkowe dywany
sumienia okrzyki w tej ciszy hałasu
odbiją się echem od tych dębów ściany
tak wiele tajemnic chce wyjść na spotkanie
mrówkom i szczypawkom co po mnie biegają
tak wiele sekretów boli w serca ranie
czy na końcu czasu się wreszcie spotkają?
człowiek jest istotą bez cienia wdzięczności
za te wspaniałości, których wciąż doznaje
ciągle tylko pragnie przejąć boskie włości
choć przed bramą raju pełen grzechów staje
Dopisek: Ta krótka zabawa rymem powstała na podstawie inspiracji zauważonej na ścianie u mojej znajomej.
Piszę od czasu do czasu. Ale tylko, gdy czas pozwoli. A tak się składa, że Ojciec Czas nie patrzy na mnie łaskawie. Część ze starych i nowych zeszytów postanowiłem przenieść na strony Pisarskiej Kafejki. Pamiętaj: czytasz na własną odpowiedzialność 🙂