– Maksiu! Maksiu! – wołam dokładnie tak samo, jak każdego poranka od sześciu lat. – Gdzież się podział ten pies?
W całkowitej ciszy słyszę dobiegający z kuchni stukot pazurów, rysujących po wykładzinie.
Zza futryny wygląda zziajany pysk mojego zwierzęcego dziecka.
– Tu jesteś. – Czochram go w plecy, pomijając łeb. – Mój piesek. Mój kochany Maksiu, gdzieś się podziewał, co?
Piszę od czasu do czasu. Ale tylko, gdy czas pozwoli. A tak się składa, że Ojciec Czas nie patrzy na mnie łaskawie. Część ze starych i nowych zeszytów postanowiłem przenieść na strony Pisarskiej Kafejki. Pamiętaj: czytasz na własną odpowiedzialność 🙂
Najnowsze komentarze