Świadomość Michała zaczynała powoli się budzić. Nocne odmęty snu mijały bezpowrotnie. Ciszę odmierzało jedynie tykanie zegara.

Ranek przywitał go ciężkimi kroplami deszczu. Za brudnymi szybami w oknach bez firanek przewijały się nisko wiszące ołowiane chmury. Dawały przedsmak najbliższej dniówki, która zapowiadała się parszywie.

Jak każda inna zresztą.